Pierwszy wyjazd za żelazną kurtynę IX | "bc" Bogdan Chudzikiewicz | < | H |
Wrzesień 1988. Razem z Jurkiem F. na Javie 350 zdobywszy paszporty i wouchery jedziemy do AUSTRII. Jechałem na "wariata" mając 50 DEM i 20 USD, około 200 ATS, pełen bak, żarcia na miesiąc pracy na pustyni. Pozbywszy się kartek paliwowych w (PL) po przekroczeniu granicy w Międzylesiu, jestesmy już za granicą kraju. Płaskie jak stół drogi w Czechosłowacji, wchłaniamy każdy kliometr wolności. |
|
Austria była jedynym krajem "zachodu" do którego można było wyjechać bez wizy. Wykupiliśmy voucher na kemping w Purbah. Okazał się to punkt noclegowy dla polskich "gastarbait'erów". Okolice słunne są z winnic, w których pracy szukali nasi rodacy. | |
Nie mogąc oddychac tą atmosferą ruszamy w nieznane. Na pierwszych podjazdach złapałem gumę. Ot przetarła się dętka od opony. Drobne łatanie i dalej w drogę. | |
Droga zadziwiała nas okrutnie. To, że jakościowo była doskonała to nic. Odblaskowe pasy, słupki oraz szklane zasłony. Nie znaliśmy ich przeznaczenia, myśląc że przeciwwietrzne. Coś takiego, szyby wzdłuż drogi, a na każdej przyklejony obrys jastrzebia. | |
Droga na betonowych palach ?
Zbyt piekne, ale prawdziwe. Alpy, jeszcze nie te najwyższe przywitały nas niskim pułapem chmur. Zrobiło się nawet zimnawo. Kolory przechodziły w szarość. |
|
Potem była kołomyja: Przez przypadek objeżdzając Salzburg, wpadliśmy na autostardę, i przez bramkę jak się nam wydawało płatności wjechaliśmy do RFN bez VIZ ( i dewiz) . Zszokowani i przestraszeni - ale szczęśliwi - po zatankowaniu bo było taniej ok.80 fenigów za litr wjechaliśmy z powrotem do Austri autostradą na Insbruck tam też należliśmy nocleg na okalających szczytach.Dalej w planie był GrossGlockner. Aby nie zaliczać tych samych dróg, licząc na seryjnego farta pojechaliśmy tam przez Włochy. | |
Uciekliśmy przed kiepską pogodą z Austrii, i przekraczjąc (nielegalnie) zieloną granicę dotarliśmy do Włoch przełęczą Brenner. Odbiliśmy na wschód wzdłuż włoskich dolomitów. Do Austrii poonpwnie wkradamy się w okolicach Lienz. | |
Mając w pamięci opowiadania o GrossGlockner postanawiamy skonfrontowac marzenia z rzeczywistością. MZ na tle Lientzu. |
|
Ponieważ jest to przełęcz płatna, musieliśmy zakombinować, Jurek zbajerował panią w okienku i tak dostalismy ulgowe bilety przysługujące kombatantom wojennym za 25% ceny ! | |
Jak się Wam podoba MZ na tle lodowca GrossGlockner ? Ja byłem dumny i szczęśliwy |
|
Takich widoków nie zapomina się do końca życia. Byłem w tym miejscu jeszcze wiele razy, w tym dwa na MZ ale ten pierwszy raz ... . |
|
Hochtor Parkplatz na 2503 m.n.p.m. Tak to miejsce zobowiązuje do zrobienia fotografii. Obok mojego MZ inne turystyczne maszyny. Zapytałem się, gdzie są ich bagaże, namioty itp. Pokazali mi portfel a w nim plastikowa kartę kredytową. Dopiero teraz rozumiem ich zdziwienie moim sposobem aprowizacji, ale i tak lubię podróżować obładowamym wierzchowcem. |
|
Franz-Jozefs Hohe, a potem Edelweiss spitze - zimno i wysoko, odrobiny sniegu. Maszyny wspinają się bez zająknięcia. | |
Następnego dnia pogoda podupadła. Pieniądze się kończą. Postanawiamy poszukać szczęścia na południu francji. Musimy "tylko" przeskoczyć do RFN a potem przeforsować granice RFN i Fracji. Tak więć młodość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem i ruszamy w drogę. Tam na końcu tej drogi było takie urwanie chmury, że wolę lepiej nie pamiętać. Były to przygrywki do globalnej zmiany klimatu. |
|
Na ostatnich kroplach paliwa, z totalnym zerem w portfelu dotarliśmy do mojego cudownie znalezionego kuzyna, który to urodził się we Francji. Dziadkowie nasi byli braćmi lecz mój ostał się w kraju a jego wyemigrował.
Tam znalazłem wikt i pracę przy zbiorze winogron. Praca ciężka, w potwornym upale (jak dla zimnolubnego autora przystało) ale dobrze płatna. na zdjęciu Jocelyn |
|
Grupie pracujących była iście światowa, włoch, niemiec, hiszpanki oraz dziewczyna z Polski - przyjaciel domu. Tłumacz na wagę złota Za zarabiane pieniądze zahaczyliśmy o słynne St.Tropez ... |
|
... oraz o zabytki rzymskie - tu teatr antyczny z Orange. Potem zabrakło nam slajdów. |
|
Wracaliśmy przez Paryż, Holandie, FRN, NRD ale to już inna historia ... . Jocelyn mój kuzyn, zginłą w 1997 roku w wypadku motocyklowym rozbijając swojego Transalpa na rondzie przy wjeździe do miasta. Potwierdziło się, że najwięcej statków tonie u wejścia do portu. Na tę okoliczność zawsze ostatnie kilometry jadę wyjątkowo ostrożnie i powoli. Miej i ty to na uwadze. |