No dobra, znowu lecimy na północ. Powodów kilka : - nie ma tam tylu pyłków trawy , - fajna kompania, - nici z wyjazdu do Irlandii a coś robić trzeba. Więc podłączam się do organizatora Piotra (Transalp), i w znanym gronie Krzysztofa (Choper) i Adama (Transalp) lecimy zdobywać fiordy. Prom załatwaia Piotr - motocykl + osoba w kabinie kuszetkowej 318 zł. Wyjazd z Gdańska o 17:30 - lądowanie w Trelleborgu o 7:00. Kontrola graniczna - raczej symboliczna : paszport, pytanie o cel podróży i środki na utrzymanie. Pogoda : słonecznie i ale nie zagorąco. Staralismy się omijać główne drogi, więc pokluczyliśmy 108, by wylądować na 26-tce. Potem miało być malowniczo wzdłóż jeziorka 45-tką ale zarosło lasem, zrobiono nowe objazdy i w zasadzie nic nie było widać. Tankujemy płacą kartami kredytowymi bo nik nie ma ani jednego Szweckiego "grosza". |
Do Norwegi wjeżdzamy drogą nr 61 i ku naszej radości nie ma przejścia granicznego - bo straszono , że odbiorą nam na nim wszystkie konserwy ;-) "Organizuję" nocleg nad rzeką Glama opodal Opphus. Mała polanka 150 metrów w dół od drogi, zakryta drzewami. Pierwszego dnia pękło więc około 700 km, co odbiło się niektórym na pośladkach. Przy małym ognisku wieczerzamy. Próba połowu ryb kończy się kompromitacją w oczach wydry, jaka złapawszy rybę pod kamieniem, zjada ją na naszych oczach, ostentacyjnie przepływając na plecach u naszych stóp. Przyroda - psiakrew... Noclegu pilnowało małe stadko komarów - ale nastawione dość przyjaźnie. Noc ciepła i lekko tylko zagłuszana dzwiękiem rzeki i snem sprawiedliwego jednego z towarzyszy podróży ;-) |
Rono nie odpalił Trapi Piotra. Padł akumulator. Zapocamy się jak myszy wypychaniem motocykla na drogę - odpalił od trzeciego biegu. Uff ... Po poranych szuterkach veto postawili : zdrowy rozsądek i Krzysztof ze swoją czerwoną lampką smarowania. No cóż 120 km przez trzy godziny nie nastraja optymistycznie. Resztę więc dnia postanawiamy spędzić raczej na "głównych". Tniemy na północ 3-ką, w Trondheim wpadamy na E6-kę i fuj - co za tłok !. Jak możecie nie jedźcie E6 tylko opłotkami ... choć oczywiście nie ma dużo możliwości. Przed i za Trondheim sporo aparatów automatycznego pomiaru prędkości, ale łatwo je zobaczyć z daleka. Mostek na zdjęciu nie jest E6 tylko zjazdem na cos tam. |
E6 też nie jest pozbawiona uroków. Bardzo, ale to BARDZO ją zmodernizowano od poprzedniego mego wyjazdu chyba 9 lat temu. Stała się dużo szersza, mniej zakręciasta ale starano się chyba utrzymać jej charakter. Ma to też i swoje plusy, bo na starch fragmentach drogi można sobie poszukać szybkiego miejsca na nocleg. Jak na razie paliwo po 8,5 NOK / litr 95. Było zadziewiająco gorąco, więc przy kolacji wykapaliśmy się nie mocząc ubrań w słodkich wodach Snasavatnet za Steinkjer. Co to była za wodna roskosz - nie oddał się pokusie tylko Krzysztof ... powiedzmy, że pilnował garów. |
Nocleg w malowniczym miejscu, na drodze bocznej do Toymskardia. Mały porcik. Mało miejsca na namioty ale dobre i to - jedynie nie podmokłe miejsce, z dostępem do wody dużej (ach ta kąpiel znów bez zamaczania ubrań) i pitnej (co za smak). Dostępu do pozostałych rozkoszy broniła armia miliarda komarów jaka testowała nasze moskitery na twarz i te w namiotach. Krzysia namiot poległ - za duże otworki w moskitierze. Dopiero spryskanie jej płynem na komary odparło napastliwa nawałnicę. Tak więc dobrzez było zrobić kolację czy śniadanie "gdzieś" w drodze a nocleg traktować jako spańsko. Strasznie to przyspiesza rozbijanie i zwijanie obozowiska. |
Po śniadanku i obrzędzie ablucji w szerokiej i zimnej rzecie, nad która nie było za dużo kamarów tniemy na północ. Na razie gorąco, bezwietrznie. Widoki powalaja na kolana i zmuszają do postojów. |