Powrót do pierwszej kartyNorwegia 2003 2/11 Powrót do wyjazdów

No dobra będę się streszczał.
Krąg polarny - takie umowne kółko na globusie - i fajowe miejsce na straganiki z pamiątkami. Rozrosło się to do niezłego kombinatu turystycznego. Multum ludzi, samochodów, autokarów (nawet SZWAGRO-POL !) i specjany pasek parkingowy dla motocykli. Byli nawet twardziele z Włoch (!).

Przed frontem : Piotr, Bogdan i Krzysztof (Adam się zaszwędał). W szybach odbijają się góry naprzeciwko.Ciepło i słonecznie ... niespotykane ...

Wydajemy tu pierwsze pieniądze nie na paliwo i napój.
Lody po 16 NOK - ale za to smaczne.
Sklepik z pamiątkami okupowany przez autobusiarzy aż tłoczno - nie , nie tak powinna wyglądać Norwegia.

Gorąco było aż za bardzo. Chcieliśmy się wykąpać w zimnej górskiej rzece. Udało się nam do niej dojechać, rozpakować, rozebrać i wskorzyć w jej nurty. No bez przesady -do łydki- bo i tak było ciężko nie popłynąć z prądem, a trzeba było uważać gdyż po 100 metrach, poniżej był wodospad. Jednakże po chwili nastapił szybki niekontrolowany odwrót - stado końskich (no może łosiowych) much, o odwłokach os zaczęło napastować nasze seksownie odsłonięte ciała. Cwane owady dolatywały do nas, siadały a po chwili wędrowały na ubraniach w kierunku odsłoniętych części ciała.
Kiedyś przed Sorfjordmoden były płatne tunele. Widocznie się zwróciły i teraz były bezpłatne. W ogóle większość tuneli poszerzono, oświetlno i wyposarzono w wentylatory. Idzie nowe ...

Przed Narvikiem pierwszy prom za 43 NOK, zaraz potem pierwszy z wielu mostów, wtopionych niesamowicie w krajobrazy.

Narwik - nic ciekawego, portowe miasto. Przemkneliśmy w miare szybko i bezboleśnie. Na wjeździe buduje się spory nowy węzeł komunikacyjny.

Na stacji spotkaliśmy powracającą z Nordkappu na motocyklach parę Niemców. Opony mieli "golasy", a dziewczyna w Tenerce łańcuch wyciągnięty i suchy jak pieprz. Nigdzie nie mogli kupić stosownego smaru więc nasmarowaliśmy nieszczęśniczce łańcuch aż kapało.

Za Narvikiem na pierwszym postoju ze stolikami (ponad 30 km za miastem) wieczerzamy i odpoczywamy przed dalszym skokiem. Piotrek mocuje patencik na starter, który zawsze mu się włącza opierając o tankbak przy manewrach w prawo.

No i po 22:30 wyruszuliśmy w góry. A tam zrobiło się mgliście, ciemno i zimno, aż się do-ubraliśmy. Mgła się skończyła nagle, a oczom naszym ukazały się cukierkowe widoki o 00:01.
Tak - słońce już nie zachodziło tylko muskało horyzont.

Okolice Storsteinnes.

 


Powrót do pierwszej karty